niedziela, 1 listopada 2015

Mi się to nie zdarza


Są na tym świecie rzeczy, które zdarzają się tylko innym, nie mnie. Przecież nie jestem do tego zdolna, nie wyobrażam sobie takiego zachowania. Okej, inni niech robią sobie, co tylko chcą. Mi się to nie zdarza.

Nawet nie wiem ile razy w życiu tak pomyślałam. Przecież mam swoje zasady, których się trzymam. I chyba każdy ma takie rzeczy, które mu "się nie zdarzają". Dla jednych to upicie się, tańczenie do rana, palenie papierosów, całowanie się z nieznajomym, czy imprezowanie z obcymi ludźmi. Dla innych to pójście do kościoła, modlitwa, szczera rozmowa, wypłakanie się przyjacielowi, przyznanie się do błędu, pokazanie słabości. Nieważne czy jesteśmy starzy czy młodzi, mądrzy czy głupi, brzydcy czy piękni. Każdy z nas ma coś, o czym myśli, że mu się nie zdarza.

No właśnie... Tylko tak myślimy. Nie mówię, że tak będzie ze wszystkim, ale jednak są sytuacje w życiu kiedy jednak coś tam nam się zdarzy. I co wtedy? A to już zależy od sytuacji. Przekroczenie własnych granic może mieć różne skutki. Jako urodzona optymistka wierzę, że zawsze można wyciągnąć z tego coś dobrego. Tylko, że początki bywają trudne i tutaj, przynajmniej w moim przypadku, można wyodrębnić dwa różne scenariusze. 

Zacznę od tego pozornie negatywnego. Są takie sytuacje, kiedy z różnych powodów postępuję wbrew sobie. Wpływ alkoholu, towarzystwa, moda, chwilowe zaćmienie mózgu. Zwyczajnie łamię swoje własne zasady. I na chwilę jest wspaniale, euforia, zabawa, radość. Okazuje się, że to nie jest takie złe. Tylko po pewnym czasie przychodzi moment, kiedy zaczyna się odzywać moje sumienie. Alkohol ulatnia się z organizmu, znajomi znikają. I zostaję sama ze sobą i coraz bardziej rosnącym poczuciem winy. I ze wszystkich sił staram się usprawiedliwić. Przecież mi się to nie zdarza. To nie moja wina, to wina alkoholu, znajomych, presji... Szukam powodu wszędzie, tylko nie w sobie. Tylko czy ten alkohol ktoś we mnie wmusił? Czy ja nie mam swojego rozumu i nie umiem się przeciwstawić innym? Moja mama często w takich sytuacjach mówi: a jakby ci powiedzieli, że masz wskoczyć w ogień, bo będzie fajnie to byś wskoczyła? I to jest idealne podsumowanie dla mojego myślenia w takich sytuacjach. Ogień jest zagrożeniem, więc nie wskoczę w ognisko. Nie chcę być poparzona, cierpieć albo umrzeć. Używam rozumu. Tylko nie zawsze umiem to na czas wcielić w życie i ląduję w swoim prywtanym szpitalu zranień wewnętrznych. Czasem z małą ranką, na którą należy nakleić plaster, a innym razem z poparzeniem trzeciego stopnia, gdzie leczenie trwa kilka miesięcy lub lat. Często przy okazji ląduję na swoim małym oddziale psychologicznym, bo każdemu popranieniu towarzyszy lęk. Cholernie boję się ruszyć z leczeniem. Wolę zatracić się w tym bólu, nie szukać przyczyn, nie próbować nic naprawić. Częściej na tym tracę niż zyskuję. Poczucie własnej wartości (bo przecież jestem beznadziejna, to miało mnie nie dotyczyć, nie umiałam się powstrzymać,więc jestem do niczego), znajomych (bo czasem trudno mi się odezwać, przeprosić, pokonać własny wstyd i w ten sposób tracę wartościowe znajomości), życiowe szanse (skoro jestem beznadziejna to nie warto próbować realizować marzeń). Od jakiegoś czasu udaje mi się coraz rzadziej wpadać do tego szpitala. To też zasługa tego, że coraz mniej zakładam z góry. Chociaż wciąż po zrobieniu czegoś głupiego łapię się na tym, że opowiadając o tym komuś mówię: Nie wiem jak to się stało, mi się to nie zdarza. Tylko teraz szybciej staram się naprawić swój błąd. Przepraszam innych za swoje zachowanie, naprawiam relacje, prostuje niedopowiedzenia, staram się zadośćuczynić za każde swoje przewinienie. Przede wszystkim wybaczam sobie, bo to ja popełniłam błąd, ale wiem, że w przyszłości będę uważniejsza. A jeśli nie wybaczę sobie samej to nikt inny nie zrobi tego za mnie.

Jest też piękna strona przekraczania granic. Są rzeczy, których nie robimy, bo się boimy. Poznawanie nowych ludzi, rozwój swojego talentu, szczera spowiedź, zmiana stylu życia. Słyszymy od innych same superlatywy na temat zmiany myślenia. Wszyscy dookoła doradzają nam żebyśmy wyszli poza własny schemat. Tylko, że nam się nie zdarza odezwać pierwszej do chłopaka, pokazać innym jak pięknie śpiewamy, zająć się tym, co nas interesuje zamiast tym, co pożyteczne, a o zupełnie szczerej rozmowie z księdzem o grzechach już nie mówię. Zamykamy się w swojej pozornie bezpiecznej kryjówce i nie chcemy ruszyć, bo nam się to nie zdarza. Uwierzcie mi, że przekroczenie takiej granicy może spowodować wiele dobrych rzeczy. Ja też się bałam zmienić miasto, zrezygnować z kilku znajomości, zaufać pewnym osobom. Myślałam, że mi takie historie się nie zdarzają. A kiedy pozwoliłam sobie na chwilową zmianę myślenia to wiem, że nie mogłam wybrać inaczej. Wychodzenie z własnej strefy komfortu może sprawić wiele radości. O ile będzie to czynione z głową i przy wsparciu dobrych ludzi. Tutaj chodzi też o zmianę negatywnego myślenia. Coś jakby: mi się to nie zdarza, nie mogę być szczęśliwy, wolę zostać tak, jak jestem, żeby przypadkiem nie było gorzej. Piękne rzeczy zdarzają się każdemu! Tylko trzeba zmienić nastawienie do świata.


Pewnie jeszcze nie raz w życiu stwierdzę, że są problemy, które mnie nie dotyczą. Sytuacje, w których znajdują się tylko inni, a nie ja. Nie raz spojrzę z góry i pomyślę, że jestem lepsza, bo przecież mi by się to nigdy nie zdarzyło. Tylko, że dzisiaj już wiem, że będę starała się nad sobą zapanować. Poddać chwilowej refleksji, pomóć osobie, która upadła. Przecież kiedyś ja też będę potrzebowała pomocy. Choćbym nie wiem jak się zapierała, mi też zdarzają się różne rzeczy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz