środa, 31 sierpnia 2016

Nie chcę perfekcji. Chcę szczęścia


Znacie te wszystkie mądrości z gadżetów dostępnych w sklepach? Te wszystkie naklejki na ścianę, ramki, świece, koszulki z motywującymi treściami? Oczywiście najlepiej w języku angielskim, bo takie się sprzedają. Nie mam absolutnie nic przeciwko temu, sama chętnie bym kilka takich ozdób kupiła (chociaż niektóre zabijają mnie swoją tandetnościa :)). I właśnie jedna z nich wpadła mi w oko podczas wczorajszych zakupów. Moją uwagę przyciągnęła nie sama świeca, a napis na niej. 
Nie chcę perfekcyjnego życia. Chcę szczęśliwego życia.
I to była kwintesencja moich ostatnich przemyśleń. Wszystko, co dogłębnie analizowałam, układałam sobie w głowie ma wydźwięk w tych kilku słowach.

Każdy z nas chciałby mieć piękne życie. Mogę się założyć, że w marzeniach widzicie siebie szczęśliwych, z bliskimi obok, panuje sielanka. Oczywiście, nikt nie myśli o problemach. Najlepiej jakby ich nie było, więc często je ukrywamy. Przed sobą i innymi. Tylko nie o to w tym wszystkim chodzi. Nie musi być przecież cały czas słodko i cukierkowo. Życie nie jest tylko pasmem sukcesów. Każdemu z nas coś czasem nie wyjdzie.

Do jakiegoś czasu też chciałam być perfekcyjna. Nie mówiłam innych o tym, co mi przeszkadza. Chciałam żeby wszystko było idealne, milczałam kiedy coś mi nie pasowało. I to mnie pogubiło. Omijanie problemów nie sprawiło, że zniknęły. To są takie sprytne bestie, które karmią się czasem. Narastają wraz z naszą ignorancją. Pozornie drobna rzecz, której wyjaśnienie zajęłoby jakieś 5 minut może przekształcić się w coś, co zrani nas na lata. Strach przed okazywaniem emocji, zamknięcie się w sobie, chęć zrobienia wszystkiego samemu. Właśnie to prowadzi nas do autodestrukcji. Nawet jeżeli robimy to w dobrej wierze. Nie chcemy zwyczajnie zawracać komuś głowy czy psuć szczęścia.

Wydaje nam się, że wszystkie nasze relacje powinny być perfekcyjne. Związki, przyjaźnie, stosunki w rodzinie. Chcemy dla innych jak najlepiej. Staramy się czasem aż za bardzo, unikamy rozmów o tym, co trudne. Wydaje nam się, że w ten sposób uszczęśliwiamy innych i budujemy na dobrym fundamencie. Prawda jest zupełnie inna.

To pewnie banalne porównanie, ale gdyby nie deszcz nie cieszylibyśmy się tak ze słońca, gdyby nie ból nie wiedzielibyśmy jak dobrze jest wtedy, gdy dobrze się czujemy, gdyby nie kłótnie to godzenie się nie byłoby tak dobre. I dotyczy to całego życia. Ono nie ma być perfekcyjne. Ma być szczęśliwe. Każdy z nas popełnia czasem błędy. Czasem takie, które ranią innych do głębi. Tylko nie chodzi o to, żeby ich nie było, bo to niemożliwe. Chodzi o to żeby się do nich przyznać. Umieć pokazać skruchę. 
Tak samo, kiedy jesteśmy tą drugą stroną, tą jest zraniona. Jeżeli coś wam przeszkadza to mówcie o tym. Tłumaczcie, rozmawiajcie, rozwiązujcie wspólnie. Nikt nie jest z tytanu i każdy ma słabą chwilę. Ważne żeby to nie urosło do niesamowitych rozmiarów.

Nie zawsze wszystko będzie tak, jak sobie to wymyśliliśmy. Życie bardzo szybko weryfikuje nasze plany. Nie znaczy to, że będzie źle. Perfekcja jest męcząca. I nieosiągalna. Bądźcie szczęśliwi.

piątek, 26 sierpnia 2016

Mam wszystko co trzeba.





Wiedziałam, że coś tutaj dzisiaj napiszę. W końcu mam wolny wieczór, butelkę wina w lodówce i perspektywę pakowania na wyjazd. Nie wiedziałam tylko do końca o czym napisać, bo wszystko takie patetyczne. I z pomocą przyszedł mi jak zwykle niezawodny youtube. Przypomniałam sobie o tej piosence. Jeszcze w wykonaniu Pawła Izdebskiego... Chociaż oryginał też uwielbiam. Do rzeczy Magda, do rzeczy...

Nie byłabym sobą gdybym nie skojarzyła tej piosenki z moim ukochanym serialem, a konkretnie z Grey's Anatomy.
Od liceum jestem zakochana w bohaterach, których stworzyła Shonda Rhimes. Nie było chyba takiej sytuacji życiowej, która by nie spotkała tytułowych chirurgów, od podtopień, poprzez bomby aż po katastrofy lotnicze. O tym innym razem...
Bardziej chciałabym odnieść się właśnie do słów piosenki i sytuacji z serialu. W skrócie mogę powiedzieć, że jedna z głównych bohaterek zatraciła się w swoim życiu dla bliskich, głównie dla męża. Zapomniała o tym, że to ona jest swoim własnym Słońcem. Centrum swojego życia.


Mam wrażenie, że coraz więcej ludzi tak robi. Zatracają się dla innych. Nie mówię tutaj tylko o tych w związkach, bo takie relacje występują też w rodzinach, wśród znajomych czy przyjaciół. Dajemy sobie wmówić, że czegoś nam brakuje, że nie jesteśmy wystraczająco dobrzy. Nasze poczucie własnej wartości uzależniamy od drugiej osoby. Jest nam źle samym ze sobą. 

Tylko czy o to w życiu chodzi? Przecież każdy z nas powinien być sobie szefem i swoje dobro stawiać na pierwszym miejscu. Za często o tym zapominamy. A moment otrzeźwienia przychodzi w samotności. Kiedy już myślisz, że gorzej być nie może. Kiedy nie masz siły. I siadasz sam. Idziesz na spacer. Jeździsz autobusem bez celu. Kiedy szukasz sobie zajęcia żeby tylko nie myśleć. "Lubię ten stan, rozkoszne sam na sam" jak śpiewa Nosowska. Tak powinno to wyglądać.





Z tego musisz sobie zdać sprawę. Ty jesteś Słońcem. I Księżycem też. Masz swój blask i go odbijasz. Nie możesz być tylko jednym z nich. Odbijając cudzy blask tylko się krzywdzisz, nie masz poczucia własnej wartości. A jedynie błyszcząc krzywdzisz innych. Musisz znaleźć złoty środek. Być sobie sterem, zakrętem, wkrętem i śrubokrętem. Życ z innymi, ale w zgodzie ze sobą. 

I pewnie jak zwykle jest chaotycznie. I pewnie nie tak jak sobie myślałam. Ale chyba przekazałam co myślę. Ktoś może być najwspanialszy na świecie dla was, ale wciąż to tylko ktoś. Wy jesteście najważniejsi.

wtorek, 23 sierpnia 2016

nie spisuj znajomości na straty.



Zachciało mi się dzisiaj napisać. Tylko nie wiem o czym. Znalazłam mój stary zeszyt z inspiracjami z początków bloga. Niby sporo tematów do opisania, ale wszystkie jakieś takie cieżkie, takie nie na dziś. Bo dziś jest pięknie. Złapałam trochę słońca, ruszyłam się trochę z domu, wysiliłam komórki mózgowe, nawet zrobiłam lekki makijaż i ułożyłam włosy. To naprawdę fajna sprawa :)

A teraz leżę i myślę o kawie, o kimś z kim tę kawę możnaby wypić. O kawałku ciasta czekoladowego, które czeka w lodówce i będzie idealne do wspomnianej już kawy. O muzyce, która mi pogrywa gdzieś w tle. Panie Rogucki, robisz mi idealne popołudnie. Takie bezkarne i cytrynowe. Nigdzie się dzisiaj nie spieszę. Nie układam dziś nic. Pranie zaczeka, kurz też. Nie musi być idealnie. Jest wystarczająco pięknie. 

Myślę też o ludziach, których znam i o czasie. Bo czy czas i rozłąka to powód żeby się stracić na zawsze? Kiedyś myślałam, że jak nie mam czasu się widywac z ludźmi to te znajomości nie przetrwają. Jak bardzo się myliłam! W sobotę jadę do koleżanki, której nie widziałam... hmm. chyba cztery lata. A i wcześniej nie widywałyśmy się jakoś często. Samej przed sobą ciężko mi się przyznać, że już spisywałam tę znajomość na straty. Myślałam, że będzie tak jak do tej pory. Sporadyczne rozmowy na Facebooku, kilka zdań raz na rok. I wieczne niezgranie z terminami. Dzięki Bogu, myliłam się ogromnie. Krótka wymiana zdań i jadę. Zapakuję kilka szmatek, jakieś kosmetyki i spędzę dwie godziny w pociągu relacji Warszawa-Łódź. I już dzisiaj wiem, że wrócę z walizką o wiele cięższą. Bo pełna będzie wspomnień :).

Nie muszę przecież widywać się z kimś codziennie żeby być z nim blisko. Ba, czasem i dwa razy w roku starczą. Są znajomości, które odpowiednio pielęgnowane dają wiele radości. Ważne żeby zdawać sobie sprawę, że ta druga osoba nie zawsze ma czas się spotkać. Czasami z powodu obowiązków, a innym razem ze zwykłego lenistwa. I to też trzeba wybaczyć. Życie jest za krótkie żeby siebie wzajemnie tracić. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy wystarczy chwila żeby do kogoś napisać, czy zadzwonić.

Także ważna lekcja na to leniwe popołudnie. Nawet jeżeli ktoś nie ma dla Ciebie czasu, po raz kolejny odwołał spotkanie, albo zwyczajnie ciężko Wam się zgrać z terminami to nie oznacza końca świata. Ani końca znajomości. Warto też spojrzeć na to z innej strony. Im dłużej się nie widzicie tym więcej do opowiadania. A opowieściom najlepiej towarzyszy dobra kawa. I dobre jedzenie. I dobre wino. I czasem w kilka godzin można nadrobić kilka lat. Tylko trzeba chcieć.

Miało być o niczym, a jak zwykle wyszło o czymś konkretnym. Dlatego tak lubię to swoje pisanie, nawet o bzdurach. I od razu mi lepiej. A zaraz dodam do tego kawę i ciasto. I nic mi już nie będzie straszne. Nawet chmury za oknem...