niedziela, 27 września 2015

bezdomni - (nie)ułomni


Centrum Warszawy, czwartek 19:30, ławka przed Pałacem Kultury i Nauki. Zaczęła się jesień, więc o tej porze jest zimno i ponuro. Siedziałyśmy z koleżanką i rozmawiałyśmy, a w pewnym momencie podszedł do nas mężczyzna, który krótko mówiąc nie wyglądał zbyt bezpiecznie, i poprosił nas o dołożenie się do biletu na pociąg. Początkowo zareagowałam tak, jak zwykle w takich sytuacjach - odwróciłam się w drugą stronę. Ale on nie przestał mówić. Zaczął opowiadać o sobie... Że wyszedł z więzienia, że go okradli, że miał wcześniej dobre życie, był wojskowym, służył na misji w Afganistanie. Nie wiem ile z tego było prawdą, ale urzekło mnie jedno. Potrafił przyznać się do swojego błędu. Powiedział nam za co trafił do więzienia i jak bardzo tego żałuje. Chyba to sprawiło, że nie uciekłyśmy z tej ławki. Szczerość przede wszystkim. 

Nie pamiętam imienia tego Pana, może nawet nam się nie przedstawił. Będę go nazywała X. W czasie naszej rozmowy X powiedział, że człowiek ma w życiu jedną szansę, a jak mu się poszczęści to dwie. Nie mogę do tej pory pojąć jak można być tak całkowicie pozbawionym nadziei... Zdaję sobie sprawę, że ludzie przeżywają różne tragedie. Ja jestem szczęściarą, bo mam dom, ciepłe łóżko, pełną rodzinę, wspaniałych przyjaciół... Po tej rozmowie zdałam sobie sprawę jak bardzo boję się, że w każdej chwili mogę to stracić. Tak jak X stracił dwa lata ze swojego życia. I minie zapewne wiele czasu zanim stanie na nogi. 

X powiedział też, że dostał kilkadziesiąt złotych od jednej kobiety i zamiast wydać wszystko na siebie to podzielił się z innymi bezdomnymi. Zajrzałam wtedy wgłąb siebie. Ile razy zwykła pazerność (bo trzeba rzeczy dosadnie nazywać po imieniu) nie pozwalała mi się dzielić z innymi? Przecież mam tak wiele, niczego mi nie brakuje... Wiem, że nie zbawię całego świata, ale czemu mam nie podzielić się chociaż częścią tego, co mam z innymi? 

Bezdomnych jest coraz więcej. I często narzekamy, że wołają o pieniądze, że śmierdzą, że brzydko wyglądają, że szpecą ulice. Ale nikt nie zastanowił się jak tragedie zmusiły ich do zamieszkania na ulicy. Oni tracą nadzieję, nie widzą perspektyw. Jedyny ich cel to przeżyć do jutra i zjeść cokolwiek. Wielu z nich dawno przestała czekać na cud. A każdy z nas może dla nich zrobić coś dobrego. Zanieść stary koc albo ciepłe ubrania, poczęstować gorącą herbatą, zapłacić za ciepły posiłek, kupić kilka produktów spożywczych. A jeśli ktoś jest odważny to porozmawiać z tymi ludźmi, bo oni potrzebują uwagi, oderwania się od swoich problemów. X powiedział nam, że musi się wygadać, bo dusi wszystko w sobie. Dla wierzących proponuję też modlitwę za bezdomnych, według X wsparcie duchowe i mentalne jest na równi z tym fizycznym. 

Nie bójmy się bezdomnych. To ludzie tacy jak my, tylko zbłądzili gdzieś w życiu i potrzebują odnaleźć w tym świecie cząstkę dobra. 

wtorek, 22 września 2015

Stary przyjaciel jak wino




Za chwilę się zacznie rok akademicki... Cały dzień zajęcia, jakaś praca, w międzyczasie impreza i wreszcie trochę snu! Wymarzona samodzielność, bez narzekających i rozkazujących rodziców. Spanie do południa w wolny dzień? Nie ma sprawy! Lody na śniadanie? Podano! Upicie się na imprezie albo powrót do mieszkania po dwóch dniach? Hulaj dusza! 

Chyba nie znam takiej osoby, która by w liceum nie zazdrościła studentom tego, że są już samodzielni, nie mają na głowie rodziców, że nikt ich nie kontroluje czy nie wchodzi im co chwilę do pokoju. Sama nie mogłam się doczekać momentu kiedy w końcu wyprowadzę się z domu. 

Nowa uczelnia, nowe miasto, nowa praca, a co za tym idzie - ogrom nowych znajomych. Jedni denerwują, z innymi od razu nawiązujemy świetny kontakt, a z niektórymi zaczynamy się dogadywać dopiero po pewnym czasie. I w zasadzie jest to wspaniałe, bo człowiek nie jest stworzony do samotności i potrzebuje drugiego człowieka, ale...

Zawsze jest jakieś ale :). I moje "ale" można ująć w cytacie z Księgi Mądrości Syracha:

Nie porzucaj starego przyjaciela,
Nowy z nim nie jest na równi.
Przyjaciel nowy jest jak nowe wino,
gdy się zestarzeje, z przyjemnością je wypijesz.
Syr 9, 10


W dzisiejszych czasach odległość w zasadzie nie ma już znaczenia. Przecież wystarczy wyjąć telefon i zadzwonić, napisać krótką wiadomość na facebooku czy spotykać się raz na miesiąc czy dwa przy okazji odwiedzania rodziców. A i można się wzajemnie odwiedzać w miastach studenckich (darmowe noclegi i te sprawy :) )! Jednego jestem pewna -  jeśli znajomości mają jakąś wartość to ani czas, ani odległość ich nie zniszczy. Bo nie trzeba być nierozłącznym żeby być ze sobą blisko.

Mimo, że już dwa lata właściwie nie mieszkam w swoim domu to nadal mam kontakt z osobami, które poznałam w liceum. I w zasadzie nic się między nami nie zmienia... Chociaż widujemy się wszyscy razem raz, może dwa razy w roku. Nadal potrafimy śmiać się ze wspólnych żartów, spędzić ze sobą kilka godzin i się nie nudzić, zwierzyć się sobie. I już wiem, że te znajomości są jak wino (które lubimy też razem pić). Wino przecież trzyma się w piwnicy, nie patrzy się na nie często, nie smakuje się go każdego dnia, a im starsze tym lepsze. My też nie musimy byc nierozłączni, a im dłużej się znamy tym te znajomości są wspanialsze!

I nie warto się zatracać w nowym życiu, zostawiać tego, co piękne. Zmieniamy poglądy, środowisko, rozwijamy się, ale jeśli przy kimś czujemy się dobrze i mamy z nim wiele wspólnego to po co taką osobę tracić? Uwierzcie mi, że nie warto.


A tak zajeżdzając trochę prywatą: dziękuję wszystkim, z którymi mimo wszystko nie urwał mi się kontakt!


piątek, 18 września 2015

Na fejsie mogę wszystko


Uwielbiam internet. Niezwykłe narzędzie. Wszystko na wyciągnięcie ręki, w zasadzie cały świat w kilku krótkich kliknięciach. Dzięki niemu mogę mieć kontakt z ludźmi, którzy są setki kilometrów ode mnie, mogę znaleźć szybko to, co mnie interesuje, mogę oglądać filmy i seriale, czytać wspaniałe artykuły, inspirować się. Mogłabym wymieniać tak bez końca, bo stwarza niesamowite możliwości. O ile umiemy z niego dobrze korzystać...

Internet jest też idealną receptą na niskie poczucie własnej wartości. Bo przecież jak mam kilka pryszczy na twarzy to mogę je usunąć w kilka sekund, jak jestem otyła to wystarczy wkleić jedynie zdjęcie twarzy, mam mało ciekawą osobowość to zagram ciałem. Przeglądając swoją tablicę facebookową codziennie widzę setki takich samych zdjęć. Idealnie wygładzone selfie, miliard filtrów, dzióbki, zamiast twarzy tapeta. I tak dobrze jak widać twarz, bo sporo też takich gdzie na pierwszym planie jest biust czy tyłek. No błagam... Ani to artystyczne ani apetyczne. Zainteresowanie wzbudzi na bank. Tylko po co takie zainteresowanie? Żeby zebrać jak najwięcej lajków? Dostać jak najwięcej komplementów w komentarzach (oczywiście trzeba się odwdzięczyć podobnym komentarzem)?  Zawsze mnie zastanawia co takie (najpierw pomyślałam "dziewczyny", ale przecież chłopaków też to dotyczy) osoby chcą osiągnąć. Nie mówię, że sama jestem święta, bo też lubię sobie zrobić zdjęcie ze znajomymi i pochwalić się nim na facebooku, ale nie robię z tego głównego celu mojego życia.

"Dzięki" facebookowi mamy też wysyp pozornych relacji i znajomości, bo przecież łatwiej porozmawiać wirtualnie niż poznać się na żywo. Przez internet jesteśmy odważniejsi, więc coraz więcej poważnych rozmów odbywa się nie w cztery oczy, a w dwa monitory. Zatracamy w sobie umiejętność mówienia wprost o tym, co nas boli. W towarzystwie udajemy radosnych i szczęśliwych, a kiedy wracamy do domu to wylewamy swoje żale na facebooku. Tylko do czego to prowadzi?

Sama wciąż się uczę korzystać dobrze z internetu. Nie chcę już marnować więcej wielu godzin przed monitorem kiedy świat jest tak ciekawy. Pora wylogować się do życia...


wtorek, 15 września 2015

Wampiry emocjonalne


Znowu źle się czujesz, jesteś wyczerpany psychicznie i fizycznie? Nie masz na nic ochoty chociaż się wyspałeś, zjadłeś porządny obiad i spotkałeś się ze znajomymi... I to nie pierwsza taka sytuacja? Zastanawiasz się co jest źle z Twoim organizmem, boisz się, że to jakaś choroba, że robisz coś źle. A może przczyna nie leży w Tobie, a w osobach z którymi się spotykasz? 

W kulturze motyw wampira pojawia się bardzo często - książki, filmy, seriale, piosenki, wiersze. Mroczne i przerażające albo śmieszne. Możemy mieć różne spojrzenie, ale faktem jest, że każdy o wampirach słyszał. Przez te mityczne stworzenia, które istnieją tylko w dziełach ludzkich nie potrafimy dostrzec tych, które są w naszym otoczeniu.
Wampiry emocjonalne nie wygladają przerażająco, nie żywią się krwią, nie boją się słońca, ale są realnym zagrożeniem dla każdego, kto znajdzie się w ich otoczeniu. Czym są?

To osoby, które karmią się emocjami innych. Budują własne poczucie wartości kosztem tych, którzy przebywają w ich otoczeniu. Takie osoby uwielbiają być w centrum uwagi, za wszelką cenę. Chcą mieć własną publiczność, która będzie miała oczy skierowane tylko na nich. Nieważne jakim sposobem. Ważne, że w tym momencie są postacią pierwszoplanową, w wyobraźni widzą jak tłumy wykrzykują ich imię, jak wszystkie oczy są skierowane w ich stronę, każdy jest zainteresowany tym, co robią. Jak to osiągają? Są dwa sposoby, zrobić z siebie gwiazdę lub ofiarę. W pierwszej sytuacji taka osoba szuka wad ludzi ze swojego otoczenia, wywyższa się ponad innych. Stara się zdobyć jak największą popularność. W dzisiejszych czasach bardzo pomaga w tym internet. Setki lajków na facebooku, instagramie czy zachwyt w komentarzach. Taki wampir czerpie z tego siłę i jeszcze bardziej stara się utwierdzić innych, że jest lepszy. A jak działa osoba robiąca z siebie ofiarę? Też stawia siebie na najwyższym stopniu. Stara się pokazać jak jej jest źle, jak bardzo została w życiu skrzywdzona. Bagatelizuje problemy innych albo nawet nie chce o nich słuchać. Ona ma w życiu najgorzej i nikt nie jest w stanie tego zrozumieć.

Dlaczego kontakt z wampirem emocjonalnym jest niebezpieczny? Bo taka osoba powoli zabiera nam radość życia. Podkopuje naszą pewność siebie, czerpie radość i siłę z naszego strachu. Nie wnosi nic do naszego życia, bo nawet nie stara się cieszyć z naszych sukcesów, czy pomóc w cierpieniu. Często jest to osoba z najbliższego otoczenia, która nas bardzo dobrze zna i wyniszcza powoli, tak że czasem ciężko to zauważyć na pierwszy rzut oka. Wie jakie są nasze słabe punkty i tam celuje. Jest jak ta kropla, która drąży kamień. Małymi krokami do destrukcji osób obok.

Skąd się biorą tacy ludzie? Problem jest bardzo złożony i w większości ma źródło we wczesnym dzieciństwie. Chodzi o niskie poczucie własnej wartości, które trzeba ukryć, które jest powodem do wstydu. To często osoby, które nie miały zbyt wiele uwagi ze strony rodziców, czuli się przez nich odrzuceni i niekochani. Może byli wyśmiewani przez rówieśników i chcą za wszelką cenę udowodnić, że potrafią przetrwać? Przyczyn jest bardzo wiele, ale najważniejszą jest brak świadomości samego siebie, swoich emocji i charakteru. 

Co zrobić kiedy mamy taką osobę w swoim otoczeniu? Odciąć się. Zwyczajnie wycofać z  relacji z nią. To Ty jesteś najważniejszą osobą w Twoim życiu. Musisz dbać o siebie i nie możesz dać się zniszczyć. Stawiaj emocjonalne granice, nie daj sobie wejść na głowę. Zmień otoczenie, wybieraj ludzi, którzy wnoszą pozytywne emocje do Twojego życia. Pamiętaj, że zdrowa relacja jest wtedy kiedy się daje coś od siebie, ale też bierze od drugiej osoby. Nie pomożesz wampirowi emocjonalnemu dopóki sam nie będzie tego chciał. To będzie wymagało od niego wiele pracy, ale musi o tym zadecydować sam, bo naciski ze strony innych jeszcze pogorszą sytuację. Największą karą jest odizolowanie i brak zainteresowania ze strony otoczenia. Ale to właśnie wtedy taka osoba ma największą szansę zauważyć swój błąd i zacząć nad soba pracować. Musisz jej to umożliwić.

Skutkiem wycofania się z takiej relacji mogą być sprzeczne emocje. Będzie Ci się wydawać, że źle robisz, że powinieneś pomóc tej osobie. Chociaż odczujesz ulgę to będzie ona maskowana poczuciem winy, które zaszczepił w Tobie wampir. Nie daj się temu. Walcz o siebie. Zobacz, inaczej Ci się oddycha. Częściej się uśmiechasz, nie trzęsą Ci się ręcę, nie stresujesz się przed każdym spotkaniem, nabierasz pewności siebie. Zapełnij pustkę po tej osobie. Poświęć więcej czasu ludziom, którzy są tego warci, odnajdź w sobie pasję, idź na imprezę i poznaj nowych znajomych. Możliwości jest wiele, a świat stoi przed Tobą otworem. Wykonaj tylko ten pierwszy krok, a poczujesz się lepiej. Odetnij swoje wampiry.

poniedziałek, 14 września 2015

Kocham cię, jak to powiedzieć?



Od kilku dni chodzi mi po głowie ta piosenka. I wręcz doprowadza mnie do szału. bo sprawia, że wiele spraw wraca i zmusza do przemyśleń nad słowami: Kocham cię.

W zasadzie czy miłość można wyznać tylko wymawiając te dwa słowa? Czy są one zawsze i wszędzie tymi właściwymi? Czy tylko tak możemy zapewnić innych o tym, że są dla nas bardzo ważni? Jeszcze do niedawna byłam pewna, że to jedyna forma wyrażania miłości. I nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo się mylę. 
W jednej rozmowie powiedziałam, że nie umiem mówić innym o swoich uczuciach, nie potrafię mówić najbliższym, że ich kocham. Bardzo długo zmagałam się sama z sobą zeby to wyznać, bo się wstydziłam. Przecież wszyscy dookoła wyznają sobie miłość, całują i przytulają rodziców, dziadków, rodzeństwo... I wtedy usłyszałam coś bardzo mądrego, co całkowicie odmieniło moje myślenie. Wyznanie miłości nie zawsze brzmi: Kocham cię.

Pewnie wiele osób zacznie się pukać w głowę. Też jeszcze niedawno bym to zrobiła, ale teraz moje spojrzenie jest dużo szersze.

Załóż czapkę, ubierz się ciepło.
Jak się czujesz?
Pomóc ci?
Odpocznij, ja to zrobię.
Martwię się o ciebie.
Cieszę się, że jesteś.
Jesteś głodny?
Mogę coś dla ciebie zrobić?
Czuję się przy tobie bezpiecznie.

Brzmi znajomo? Pewnie każdy wiele razy słyszał te i inne zdania, których możnaby wypisać tutaj tysiące. To nie są zwykłe zdania. To piękne wyznania miłości i troski o drugą osobę. I jeśli połączone są z równie pięknymi uczynkami to czasem znaczą dużo więcej niż powiedzenie: Kocham cię. Bo słowa mogą być rzucone na wiatr, po to aby zapełnić ciszę i pustkę, a niepoparte szczerymi i bezinteresownymi uczynkami są tylko zbiorem przypadkowych liter bez znaczenia.

Nie mów, że brakuje Ci miłości ze strony rodziców, rodzeństwa, dziadków, przyjaciół czy znajomych. Zacznij ją dostrzegać w codzienności. W ich poświęceniu, trosce, chęci niesienia Ci pomocy i radości. I zobacz jaki ogrom miłości dajesz innym nawet o tym nie wiedząc.

niedziela, 13 września 2015

O zadawaniu pytań


A co to jest? A dlaczego tak? A czemu ta pani tam idzie? A dlaczego nie wolno przechodzić przez ulicę? A czemu to, a czemu tamto? 
Czemu, czemu, czemu?!

Małe dzieci zadają mnóstwo pytań. Są ciekawe wszystkiego co się wokół nich dzieje. Każda nowa rzecz to powód do zadania kilkunastu pytań. Wypytują o każdy, nawet najdrobniejszy, szczegół. Tylko z biegiem lat ta, wbrew pozorom, bardzo ważna umiejętność zanika.
Jako dorośli przestajemy zastanawiać się nad wieloma sprawami. Nasze codzienne życie nie jest już dla nas tak interesujące. Przestajemy sobie zadawać pytania: co robię, czy się w tym spełniam, jaki to wszystko ma sens?

Bardzo często działamy po omacku, pod wpływem impulsu. Podejmujemy decyzje nie zadając sobie wcześniej ani jednego pytania. Czy to będzie dobre dla mnie? Czy to przyniesie mi korzyści? Dlaczego tak się zachowuje? Czemu ktoś mnie do tego nakłania? Jaki ma w tym cel? 

Jako dzieci nie mieliśmy oporów. Potrafiliśmy wprost pytać innych o to dlaczego traktują nas w dany sposób. W czasie dorastania wykształcił się w nas strach. Tak właśnie - strach. Boimy się pytać innych o to, co czują, czemu się tak zachowują, czemu wysyłają sprzeczne sygnały. Zatraciliśmy w sobie umiejętność bezpośredniej rozmowy, rozmawiamy ogólnikami, boimy się usłyszeć prawdę, więc nie wnikamy w szczegóły. Często też wykorzystujemy osoby trzecie żeby się czegoś dowiedzieć,  na przykład nasyłamy przyjaciółkę żeby dyskretnie się dowiedziała czegoś od chłopaka, który nam się podoba czy wypytujemy wspólnych znajomych i z tych elementów próbujemy ułożyć pełen obraz. Tylko, że on nigdy nie będzie wyraźny. Każda osoba ma inne spojrzenie, przekazywane z ust do ust szczegóły się zmieniają i przestają do siebie pasować. To tak jakby wziąć po 20 puzzli z trzech opakowań i próbować ułożyć z nich jeden obrazek. Niektóre elementy będą do siebie pasować, ale nie stworzą całości.

Co z tego wynika? Niezdrowe relacje. Ze sobą samym i z innymi ludźmi. Kiedy zbyt ufnie podchodzimy do drugiego człowieka i dajemy mu się prowadzić bez wnikania w szczegóły to najczęściej bardzo wiele na tym tracimy. I nie mówię, że mamy być podejrzliwi, sceptyczni, nikomu nie ufać. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że musimy nauczyć się rozpoznawać z kim warto marnować swój czas. I zadać sobie kilka pytań: kim właściwie dla mnie są ci wszyscy ludzie dookoła? Z kim chcę utrzymać kontakt? O kogo chcę walczyć? Kto pomaga mi stawać się lepszym człowiekiem? 
Jest też jedno z pytań, które rzadko jest zadawane drugiej osobie w odpowiednim momencie. Zazwyczaj jest to w chwili kryzysu, taki mały krzyk rozpaczy. A powinno być zadane dużo wcześniej. I może warto zadać je osobom z którymi mamy nieokreśloną relację. Kim ja właściwie dla ciebie jestem?

czwartek, 10 września 2015

Poczucie własnej wartości


Gdyby tak obiektywnie przeanalizować ludzkie życie to spotyka nas więcej rzeczy przyjemnych niż przykrych. Tylko że tego nie widzimy, bo nasz mózg koncentruje się na zagrożeniach. Dlaczego? Według psychologów rozróżnia się kilka zestawów emocji podstawowych, a jeden z najpopularniejszych zawiera: strach, złość, wstręt, smutek i radość. Jedna pozytywna emocja przy czterech negatywnych. I jak tu być szczęśliwym?
To bardzo proste. Trzeba zacząć od siebie. Dopiero, kiedy uporządkujemy własne życie jesteśmy w stanie zbudować szczęśliwe relacje z innymi. Ktoś mógłby zapytać: 
-Ale jak to? Przecież to miłość i przyjaźń dają szczeście. Przecież mówi się, że szczeście jest wtedy prawdziwe, kiedy się je dzieli. A dzielić się nie można z sobą samym. Do tego potrzebny jest drugi człowiek, który nas dopełni.

To wszystko prawda. Tylko najpierw trzeba mieć się czym dzielić. Brzmi abstrakcyjnie, prawda? Też kiedyś myślałam, że moje szczęście jest zależne od innych ludzi, że sama nic nie znaczę. Przerażająca świadomość, że wystarczy chwila, moment kiedy przyjaciele się odwrócą i człowiek poczuje się nikim. Otóż nie tędy droga. A co jest pierwszym krokiem do szczęścia? Zadbanie o poczucie własnej wartości.

Żeby wiedzieć od czego zacząć, należy zwrócić uwagę na trzy sprawy:

  • wszystko, co człowiek myśli o sobie samym, zarówno pozytywnie jak i negatywnie, wartościowanie własnych cech i zachowań
  • uczucia jakie człowiek żywi do siebie samego, stopień samoakceptacji lub samoodtrącenia
  • wszystkie zachowania względem siebie samego
Żeby w pełni zobaczyć jakie mamy poczucie własnej wartości trzeba zadać sobie kilka pytań dotyczących tych trzech czynników. Jaki jestem i jaki chciałbym być? Czy lubię siebie samego? Zasługuję na miłość, przyjaźń, akceptację? Jak stawiam siebie samego w relacjach z innymi? Czy dbam o samorealizację? Czy stawiam potrzeby innych nad własnymi? 

U mnie przełom nastapił w momencie, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie muszę być niewolnikiem schematów. To samo towarzystwo, te same miejsca, te same słowa, te same radości i cierpienia. I to wszystko w zapętleniu. Tylko po co w tym wszystkim tkwić jeśli nie odczuwasz prawdziwej radości? Bo tak wygodniej i łatwiej?  Bo wszystko jest znane? 

Pewnie też czujesz poczucie winy, wstydzisz się bo inni osiągnęli więcej, czujesz się nieakceptowany w swoim środowisku, wydaje Ci się, że Twoje błędy życiowe nigdy nie pozwolą Ci ruszyć do przodu. KONIEC Z TYM.

Musisz zacząć pracować nad sobą. Jesteś najważniejszą osobą w swoim życiu. I nie możesz stawiać dobra innych nad swoim. Nie możesz się bać walczyć o swoje. Zacznij zauważać pozytywne rzeczy dookoła. Po co? Żeby nadać swojemu życiu sens. Czuć się szcześliwym. I być gotowym do wejścia w pełne relacje z drugą osobą. Prawdziwą miłość możemy ofiarować dopiero w momencie, kiedy pokochamy samych siebie. Nie jesteśmy czyjąś połówką. Jesteśmy całością. Tylko dwie całości mogą stworzyć jedność. 

Warto walczyć o siebie, ale nie będzie to droga usłana różami. I nie zawsze będzie łatwo. Przyjdą momenty ogromnego zwątpienia, ale mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że warto. Od czego zacząć? Od rozejrzenia się w swoim otoczeniu i zastanowieniu się, co nam najbardziej przeszkadza, a z czym boimy się rozprawić. Może to będzie znajomość z osobą, która dowartosciowuje się naszym kosztem, może zdanie matury, albo znalezienie lepszej pracy. Ważne żeby zrobić pierwszy krok i pozbyć się tego, co nas najbardziej blokuje. 
Musisz odnaleźć w sobie dobro. Pozwolić temu dobru wybić się ponad wszystko co negatywne. Nawet jeżeli na początku będzie trudno zauważyć cokolwiek pozytywnego. I tutaj moja kolejna propozycja. Wypisz sobie 10 rzeczy, które w ostatnim tygodniu sprawiły Ci radość. I powtarzaj to ćwiczenie, a z czasem zwiększ częstotliwość. Rób listę raz na 5 dni, później co 3 dni, a po jakimś czasie codziennie. Odnajdź w sobie siłę, dbaj o siebie, o swoje szczęście, bo nikt nie zrobi tego za Ciebie...


niedziela, 6 września 2015

Pudełko


Kilka lat temu dostałam list. Jeden z niewielu w moim życiu. Ostatnio czytałam go po raz kolejny. Chyba w najbardziej odpowiednim momencie jaki mógł się przytrafić. Znalazłam w nim ćwiczenie. Nie fizyczne, które pomogłoby mi poprawić swoją kondycję i sprawność ruchową. To ćwiczenie duchowe. I wreszcie po tylu latach w pełni je zrozumiałam. A o co dokładnie chodzi?

Załóżmy, że każdy człowiek ma w sobie pudełko. Co widzisz w swoim?

I liczy się wszystko. Uczucia, ludzie, sytuacje, wartości. Przy pierwszym zadaniu sobie tego pytania nie przyłożyłam się. Nie przemyślałam. I nie zajęło to moich myśli na zbyt długo. Miałam 16 lat i wielki bałagan w głowie. A moje pudełko wypełnione było dosłownie wszystkim. Ciężko było tam cokolwiek odnaleźć.

To tak samo jak z bałaganem w domu. Wystarczy sobie wyobrazić, że kupując nowe rzeczy wkładamy je byle gdzie. I wtedy makaron jest w jednej szafce z nożami, owoce z mięsem, w każdej szufladzie można znaleźć kawałek chleba albo bułkę. W łazience ręczniki schowane są z pianką do golenia, a maszynki są... hmmm, na przykład między papierem toaletowym, a balsamem do ciała. Idźmy dalej, do garderoby, która taką funkcję pełni tylko z nazwy, bo znajdujemy tutaj książki, talerze, dokumenty... Ubrania zwinięte w kłębek, brudne z czystymi, zimowe z letnimi. W sypialni trzy różne komplety pościeli, a do tego lodówka i w niej buty. W salonie z kolei każdy mebel w innym kolorze, na stoliku zakupy sprzed trzech dni, a z szuflady wystaje patelnia. 
Ciężko sobie coś takiego wyobrazic prawda? Kto by dopuścił swój dom do takiego stanu? 
Dbamy o nasze otoczenie zewnętrzne. Odkurzamy, myjemy okna, pierzemy i prasujemy ubrania, zmywamy naczynia i wiele innych. Bywa, że przez jakiś czas zaniedbujemy te obowiązki, ale nawet największy bałaganiarz w końcu robi generalny porządek, bo człowiek mimo wszystko uwielbia żyć w czystości.

I tutaj przychodzi mi do głowy tylko jedno. Umiemy zadbać o to, co na zewnątrz, a zaniedbujemy to, co w środku. Nie zastanawiamy się nad tym, co nas kształtuje. Żyjemy z dnia na dzień, pozwalamy przypadkowym ludziom się prowadzić. I nie nadajemy temu sensu. Współczesny człowiek jest jak kameleon, zmienia się w zależności od otoczenia. I gdyby spytać takiego człowieka o jego pudełko to pewnie nie potrafiłby precyzyjnie odpowiedzieć. Też kiedyś tak miałam. Kilka pudełek. Każde dostosowane do innego momentu. I z czasem to runęło jak domek z kart. Wszystko się wymieszało zostawiając mnie z pytaniem: 

Kim jestem?

W tamtym momencie nie potrafiłam odpowiedzieć. Bo i jak? Wiedziałam tylko, że muszę zacząć robić porządek ze swoim życiem. Po raz kolejny wyruszyłam w długą wędrówkę po siebie samą, ale tym razem nie kroczę sama. Jest ze mną Przyjaciel. I od tej pory jest łatwiej, chociaż nie zawsze kolorowo. 

A co jest w Twoim pudełku?

sobota, 5 września 2015

mydłopowidło

Właściwie czemu mydło i powidło? Bo będzie o wszystkim. 
Trudno ograniczyć się do jednej dziedziny kiedy świat jest tak interesujący, a ja nie potrafię zbyt długo siedzieć w jednym miejscu. Od dawna chciałam zacząć pisać, kilka razy nawet próbowałam. Myślałam, że jeśli nie wybiorę konkretnej tematyki to blog nie będzie miał sensu. Ale właściwie po co to ma mieć jakiś szczególny sens? 
Wczoraj, dosłownie minutę przed zaśnięciem (wtedy mam najlepsze pomysły) wpadło mi do głowy, że mogę pisać o mydle i powidle, czyli o wszystkim. Wydaje mi się, że jest to powszechnie używane stwierdzenie, ale pewnie jak zwykle się mylę, więc znalazłam nawet słownikowe wytłumaczenie:

mydło i powidło - o wielu, bardzo różnych rzeczach w jednym miejscu
Jerzy Bralczyk Słownik frazeologiczny PWN z Bralczykiem

I tutaj też będzie o różnych rzeczach. O muzyce, książkach, jedzeniu, pięknych miejscach, wspaniałych ludziach, sposobie na życie. Mam nadzieję, że nie będzie nudno. I że będzie w miarę regularnie.