niedziela, 27 września 2015

bezdomni - (nie)ułomni


Centrum Warszawy, czwartek 19:30, ławka przed Pałacem Kultury i Nauki. Zaczęła się jesień, więc o tej porze jest zimno i ponuro. Siedziałyśmy z koleżanką i rozmawiałyśmy, a w pewnym momencie podszedł do nas mężczyzna, który krótko mówiąc nie wyglądał zbyt bezpiecznie, i poprosił nas o dołożenie się do biletu na pociąg. Początkowo zareagowałam tak, jak zwykle w takich sytuacjach - odwróciłam się w drugą stronę. Ale on nie przestał mówić. Zaczął opowiadać o sobie... Że wyszedł z więzienia, że go okradli, że miał wcześniej dobre życie, był wojskowym, służył na misji w Afganistanie. Nie wiem ile z tego było prawdą, ale urzekło mnie jedno. Potrafił przyznać się do swojego błędu. Powiedział nam za co trafił do więzienia i jak bardzo tego żałuje. Chyba to sprawiło, że nie uciekłyśmy z tej ławki. Szczerość przede wszystkim. 

Nie pamiętam imienia tego Pana, może nawet nam się nie przedstawił. Będę go nazywała X. W czasie naszej rozmowy X powiedział, że człowiek ma w życiu jedną szansę, a jak mu się poszczęści to dwie. Nie mogę do tej pory pojąć jak można być tak całkowicie pozbawionym nadziei... Zdaję sobie sprawę, że ludzie przeżywają różne tragedie. Ja jestem szczęściarą, bo mam dom, ciepłe łóżko, pełną rodzinę, wspaniałych przyjaciół... Po tej rozmowie zdałam sobie sprawę jak bardzo boję się, że w każdej chwili mogę to stracić. Tak jak X stracił dwa lata ze swojego życia. I minie zapewne wiele czasu zanim stanie na nogi. 

X powiedział też, że dostał kilkadziesiąt złotych od jednej kobiety i zamiast wydać wszystko na siebie to podzielił się z innymi bezdomnymi. Zajrzałam wtedy wgłąb siebie. Ile razy zwykła pazerność (bo trzeba rzeczy dosadnie nazywać po imieniu) nie pozwalała mi się dzielić z innymi? Przecież mam tak wiele, niczego mi nie brakuje... Wiem, że nie zbawię całego świata, ale czemu mam nie podzielić się chociaż częścią tego, co mam z innymi? 

Bezdomnych jest coraz więcej. I często narzekamy, że wołają o pieniądze, że śmierdzą, że brzydko wyglądają, że szpecą ulice. Ale nikt nie zastanowił się jak tragedie zmusiły ich do zamieszkania na ulicy. Oni tracą nadzieję, nie widzą perspektyw. Jedyny ich cel to przeżyć do jutra i zjeść cokolwiek. Wielu z nich dawno przestała czekać na cud. A każdy z nas może dla nich zrobić coś dobrego. Zanieść stary koc albo ciepłe ubrania, poczęstować gorącą herbatą, zapłacić za ciepły posiłek, kupić kilka produktów spożywczych. A jeśli ktoś jest odważny to porozmawiać z tymi ludźmi, bo oni potrzebują uwagi, oderwania się od swoich problemów. X powiedział nam, że musi się wygadać, bo dusi wszystko w sobie. Dla wierzących proponuję też modlitwę za bezdomnych, według X wsparcie duchowe i mentalne jest na równi z tym fizycznym. 

Nie bójmy się bezdomnych. To ludzie tacy jak my, tylko zbłądzili gdzieś w życiu i potrzebują odnaleźć w tym świecie cząstkę dobra. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz