wtorek, 23 lutego 2016

A niebo gwiaździste nade mną...

"Ja to jestem ja, on to jest on, kiedys się spotkaliśmy 
i to jest piękne, i to jest ważne, i to musi być 
piekne. Wiemy jak żyć. Teoretycznie jesteśmy
 wspaniali. Ja i On. A niebo gwiaździste nad nami,
 a prawo moralne w nas. I całkiem niegłupio to brzmi."

Uwielbiam patrzeć w gwiazdy. W te miliony malutkich punkcików na niebie. Zawsze mnie to uspokajało, napawało jakimś wewnętrznym poczuciem, że wszystko będzie dobrze. Pamiętam, że jak przeprowadziliśmy się z rodzicami z bloku do naszego domu to często wieczorem siadałam na parapecie i patrzyłam w niebo. Dookoła nas nie było jeszcze tylu sąsiadów, dopiero później zaczęli się budować. Miałam nieograniczony dostęp do małego kawałka sklepienia. Mieliśmy też spory ogród (dzisiaj zamieniony na warsztat samochodowy). Latem było to idealne miejsce do oglądania nieba.

Nigdy nie znałam się na konstelacjach. W zasadzie do dzisiaj nie umiem dostrzec i odróżnić gwiazdozbiorów. Jedynie Wielki Wóz nie jest dla mnie aż taką zagadką. Chociaż i z nim miałam na początku problem. Głupio się aż przyznać, ale przez dobrych kilka lat myślałam, że chodzi jedynie o tę część w kształcie trapezu. Nie mogłam się nadziwić, że ktoś nazwał to wozem. Dopiero któregoś lata dowiedziałam się, że ów wóz ma jeszcze "rączkę". Do dzisiaj kiedy zobaczę go nad sobą to się uśmiecham, bo przypominają mi się chwile sprzed lat.

Pamiętam te wszystkie wakacje z czasów szkoły. Wieczory spędzane na burtniku (dla niewtajemniczonych, burtnik to inaczej krawężnik:)), godziny pełne mniej lub bardziej poważnych rozmów i setki wspaniałych wspomnień. I mam wrażenie, że to gwiaździste niebo zawsze pojawia się gdzieś tam w tle. Noce spadających gwiazd, leżenie na ulicy w środku nocy i patrzenie w niebo... 

Do dzisiaj uwielbiam wieczory. Na mojej ukochanej pielgrzymce najpiękniejszy jest ten przedostatni, po siódmym dniu. To najkrótszy dzień, więc mamy szansę odpocząć, a później jest ognisko. I na jego zakończenie jest już ciemno. I na niebie pojawiają się miliony gwiazd, w końcu na wsi nic nie zakłóca widoku. To jest ten moment kiedy mogę w końcu chociaż chwilę odpocząć. Wieś się wycisza, wszyscy idą spać, a ja patrzę w niebo. 

Tego mi brakuje w wielkim mieście. Warszawa jest tak rozświetlona, że ciężko dojrzeć chociażby jedną gwiazdę. Chociaż mieszkam na czternastym piętrze i uwielbiam widok ze swojego okna to nie siadam na parapecie tak często jak kiedyś w domu. Czerwone od sztucznego oświetlenia sklepienie nie uspokaja tak, jak to rozświetlone jedynie blaskiem gwiazd i księżyca. Dlatego tak często stamtąd uciekam. Do tej ciszy i spokoju. Gwiazdy przecież widać najlepiej tam, gdzie jest najciemniej. 

A ja, paradoksalnie, często do tego uciekam chociaż boję się ciemności.

1 komentarz:

  1. Też kocham tę noc i to niebo nad Iwanowicami, w dodatku wtedy właśnie gwiazdy spadają...
    <3

    OdpowiedzUsuń