Moje serce regularnie jest rozrywane na malutkie kawałeczki. Ot tak. Malutki poharatany mięsień w klatce piersiowej. Z ogromną siłą regeneracji. I cała zagadka jest w tym, że to rozrywanie absolutnie nie jest negatywne. Ba, czyni mnie jedną z najszczęśliwszych osób na tym świecie. Chodzi o to, że w każdym miejscu zostawiam kawałek siebie. Każdy bliski mi człowiek dostaje ode mnie prezent, kawałek mojego serca jest przy nim. A i tak często nie zdają sobie z tego sprawy, co ode mnie otrzymali. A to jest to, co mogę dać najlepszego. Nie jakieś drogie prezenty, wymyślne gadżety. Nie. Kawałek mnie i miejsce w moim sercu.
Paradoksalnie, im bardziej rozdrabniam swoje serce tym szczęśliwsza jestem. Wydawałoby się, że przy utracie kawałka siebie nie może być dobrze. A jednak. Mam miejsca i ludzi do których chcę wracać, którzy są częścią mnie.
Wiecie, każda taka cząstka mojego serca działa jak magnes. Woła tę resztę, która została we mnie. Jakby bez tego moje serce było niepełne. I tęsknię do tych miejsc i ludzi. Trochę mi też to pokazuje na czym mi naprawdę zależy, bo sama w sobie nie mam wpływu na to, gdzie moje serce postanowi zostawić kawałek siebie. A najczęściej podejmuje trafne decyzje i idzie tam, gdzie powinno. I ciągnie mnie do ludzi, którzy są tego warci. Akurat w tej kwestii częściej słucham serca niż rozumu, więc kiedy tylko mogę to wsiadam w pociąg i jadę. Do ludzi, do miejsc, gdzie czuję się dobrze.
To niesamowite szczęście zostawiać kawałek serca w wielu miejscach. Onacza to, że ma się piękne życie. Przyjaciele, rodzina, ukochane miejsca. Takie, gdzie życie toczy się inaczej, a problemy same znikają. Nie musisz tam być ciągle, ważne że jest tam Twoje serce, które w odpowiednim momencie zabierze Cię w to miejsce. Wiecie, dla mnie miasta są czasem jak ludzie. Oddają mi z siebie, co najlepsze, a ja w zamian zostawiam tam swoje serce i wracam kiedy tylko mogę. Jest ich bardzo dużo, ale trzy zajmują szczególne miejsce i upodobały sobie mnie wołać zdecydowanie najczęściej.
Mój rodzinny Lubraniec. Tam mam wszystko, czego tylko zapragnę. Rodzinę, znajomych, dom, ukochany pokój i kota. To tam zdecydowanie moje serce ma swoją siedzibę główną. I chyba już zawsze Lubraniec będzie dla mnie domem, nawet jeżeli nigdy nie wrócę tam na stałe.
Od jakiegoś czasu moim drugim domem jest Warszawa. I kocham życie tutaj, zarówno w szaleńczo spieszącym się tłumie i w spokoju bocznych uliczek, gdzie świat się jakby zatrzymał. To miasto niesamowicie mnie rozpieszcza od samego początku, znajduję tutaj większość tego, co potrzebuję.
I jest jeszcze jedno szczególne miejsce. I z każdym rokiem dostaje od mojego serca jeszcze więcej. To Częstochowa. Tam przez kilka dni nie mam zmartwień, a czas liczy się inaczej. Życie jest piękniejsze, a ludzi bliżsi. Przez kilka sierpniowych dni dostaję taki ogromny zastrzyk sił, że starcza mi na cały rok. I chociaż co roku mam wątpliwości i boję się pewnych powrotów to i tak 6 sierpnia ruszam na Jasną Górę. I przez kilka dni żyję inaczej niż zwykle.
Oczywiście, moje serce jest też w innych miejscach, do których mam ogromny sentyment, ale te trzy zajmują zdecydowanie są najważniejsze w tym momencie.
Niestety, nie jest tylko kolorowo. Mimo całego ogromu zalet jest też jedna wada. Chodzi o tęsknotę, ale nie tę pozytywną. O tę, która rozrywa kawałek po kawałeczku. Kiedy tak strasnie tęsknisz za osobą lub miejscem, a nie możesz nic z tym zrobić. Z różnych powodów. Czasem najzwyczajnie serce zostaje tam, gdzie nie powinno. Albo tych miejsc i osób już nie ma dla nas. I wiemy, że nie możemy zaspokoić tej tęsknoty, A ten fragment tak strasznie woła i ciągnie to serce... Im bardziej starasz sie odwrócić uwagę tym mocniej uderza. Jest poraniony, wysuszony, pragnie zainteresowania. Pokazuje to, na czym nam zależy, a co jest juz przeszłością. Ludzi, którzy odeszli i miejsca które są nieosiągalne. Wiecie, ja też mam takie miejsca i ludzi. I czasem wystarczy drobiazg, a rozkładam się na długi czas. Moje serce woła tam, gdzie nie może, więc za wszelką cenę muszę je uciszyć i jakoś to przetrwać.
Bywa boleśnie. Boleśnie jak cholera. Ale nigdy nie zaprzestanę pozostawiania kawałków swojego serca. Już kiedyś próbowałam zamienić je w kamień. I chociaż miałam je całe przy sobie to ona nie żyło. Nie dawało mi radości. Teraz takie ponadrywane, poszarpane, w niektórych miejscach poklejone i pozszywane daje mi więcej siły do życia, więc dalej ludzie i miejsca będą dostawały swoje kawałki. Tylko tak umiem budować swoją tożsamość. Przez dzielenie się sercem z innymi. I z tego czerpię siłę do działania, pomysły na życie, ogrom uczuć i wiele innych. Angażuję się całą sobą, bo tylko tak umiem. I tylko tak chcę. Niech moje serce będzie przy tych, na których mi zależy. I mam kawałek domu wszędzie, w końcu tam jest dom Twój, gdzie serce Twe. I chociaż czasem dostaję za to nieźle po tyłku, to nie zamienię tego na nic innego. Widzę po sobie jak wiele z tego mam. Ot, nawet tak prozaicznie. Tego bloga. I teraz też po krótkiej przerwie mam siłę, żeby tu pisać. Odwiedziłam kawałki mojego serca.
<3
OdpowiedzUsuń