Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam seriale. Ten moment kiedy po ciężkim dniu kładę się do łóżka z kubkiem gorącej herbaty, ubrana w ulubione dresy i włączam sobie serial. Przez kilkadziesiąt minut wyłączam się ze swojego życia, żyję sobie wymyśloną historią. I odpoczywam. Uwielbiam ten rodzaj relaksu, ponieważ przez jakiś czas mogę skupić się na czym innym niż moja codzienność, a przy tym nie wymaga to ode mnie zbyt wiele wysiłku.
Niektórzy pewnie uważają oglądanie seriali za rozrywkę dla prymitywów. Ja całym sercem będę ich bronić, bo oprócz oper mydlanych istanieją też wartościowe cykle. Tylko nie o tym dzisiaj chciałam. Tym razem o tym, co łączy wszystkie seriale - historyczne, dla nastolatek, tasiemce, opery mydlane. Miłość. Przecież żeby historia się dobrze sprzedała musi być wątek miłosny, przynajmniej w tle. A i tak najczęściej jest głównym motywem. A przez to nasze codziennie życie też się zmienia. Jak? Stajemy się bierni i liczymy, że wszystko spadnie samo, jak na ekranie telewizora.
Wystarczy się przyjrzeć tym związkom w serialach. Są takie... nierealne. To chyba najwłaściwsze słowo. Wszystko im się tak odpowiednio układa. Cały Wszechświat sprzyja! I te hasła:
Prawdziwa miłość za wsze wygrywa!
Jeśli macie być razem to będziecie!
Oczywiście, bohaterzy przeżywają też drastyczne przemiany. Zimny drań zamienia się w największego romantyka na świecie, a chłopak szukający tylko dziewczyn na jedną noc zakochuje się i od razu odstawia imprezy. Nie zapominając już o tym, jak łatwo w serialach przychodzi wybaczenie. Nie ma takiej rzeczy, której by się nie udało wybaczyć. Zdradziła faceta? Oj no zdarza się, poskacze trochę dookoła niego, zapewni że kocha i się ułoży. Zniknął na kilka tygodni? Nic wielkiego! Przyniesie bukiet kwiatów, opowie o tym jak bardzo tęsknił i znowu wraca do łask. Aaa. I oczywiście miłość od pierwszego wejrzenia, która pojawia się w prawie każdym serialu. Przeznaczenie.
Nie zapomniałam też o nieszczęśliwej miłości, bo to jeden z ulubionych wątków seriali. Niespełnione pragnienia, zakochanie w dziewczynie brata, w kimś odległym, albo w kimś kto już jest w związku. Tacy serialowi masochiści. Superbohaterowie. Bądź szczęśliwa/szczęliwy z innym. Będę cię wspierać. Możesz na mnie liczyć. Najważniejsze jest dla mnie żebyś był szczęśliwy, nawet beze mnie. I nawet łzy i rozpacz w tych serialach wyglądają inaczej. Są takie... dostojne. Nieszczęśliwi ludzie wciąż wyglądają pięknie. W nienagannym stroju, w pełnym makijażu, który tylko trochę się rozmazał. I jak się nawet opychają słodyczami to nie tyją.
I wiecie jak to ma się do rzeczywistego życia? Nijak. Nie jesteśmy idealni. Nasze związki nie są idealne. Tutaj potrzeba wiele pracy żeby życie było piękne.
Nikt nie zrobi tego za nas, a bez wysiłku nie ułoży się nic. Naprawdę. Nie pomogą wymówki: jeżeli jesteśmy sobie przeznaczeni to będziemy razem. Nie będziecie. Tutaj trzeba się ruszyć. Nie ma magicznie sterującego Losu, który wszystko zrobi za Was. Nawet Bóg tego nie zrobi. Po to człowiek dostał wolną wolę i rozum żeby samemu działać.
To samo jest z nagłymi przemianami pod wpływem uczuć. Błagam, ktoś jeszcze w to wierzy? Oczywiście, nie mówię, że nie zdarza się to nigdy. Są takie wyjątki. Wyjątki, a nie reguła. Trzeba wiele samozaparcia i pracy nad sobą żeby zmienić swoje postępowanie. Tylko przy odpowiednim wkładzie chęci i czasu może się to udać. Efekty nie przyjdą od razu, na to potrzeba samozaparcia. I radości z małych sukcesów.
Nawet w najlepszych związkach zdarzają się kryzysy, niedopowiedzenia i inne problemy. I bez stałego pielęgnowania uczucia nie będzie dobrze. Choćbyście gotowi byli wskoczyć za siebie w ogień to na niewiele się to zda kiedy w drobnych, codziennych rzeczach nie będziecie o siebie zabiegać. Problemy same się nie rozwiążą. Nie ma takiego magicznego przycisku, który pozwoli wszystko ułożyć.
A kiedy miłość jest nieszczęśliwa to wcale nie jest taka piękna. Zapłakany człowiek po rozstaniu nie wygląda wspaniale, od ton jedzenia tyje, a dres nie jest wcale seksowny. Do tego często dochodzi też picie alkoholu. I nie mówię tutaj o jednym drinku, a o upijaniu się. Tak wygląda rzeczywistość. Nie jest wzruszająca, a bolesna. A zakochanie się w nieodpowiedniej osobie niezbyt często wygląda jak w serialach. W życiu nie odpuszczamy tak łatwo, a czasem staramy się iść po trupach do celu. Niestety, nie towarzyszy nam w tle ckliwa, wzruszająca muzyka. Tylko szum codzienności.
I to co jest najważniejsze? Nasza miłość nie jest wieczna sama w sobie. Nie jest dana jak prezent. Bardziej porównałabym ją do rośliny o którą trzeba dbać. Podlewać, nawozić, obrywać ususzone listki, czyścić z zabrudzeń. Nawozem są codzienne sprawy, wspólne życie, kompromisy i to wszystko co tworzy związek. Nie wystarczy tylko pokochać. Trzeba wziąć odpowiedzialność za drugą osobę. Jeżeli się postaramy to możemy rzeczywiście uczynić miłość wieczną, ale stanie się to jedynie wtedy, gdy włożymy w to pracę. Gdy się na to zdecydujemy. To jest to, co najbardziej odróżnia serialowe miłości od tych prawdziwych.
Nie zrezygnuję z oglądania seriali. Wam też polecam tę formę rozrywki. Chodzi jedynie o to, by nie zatracić się w tym, co tam zobaczymy. Piękny książę nie stanie nagle przed wami, nie przyjdzie do was najpiękniejsza dziewczyna świata (chyba, że będziecie mieli dużo szczęścia :)). Możecie sami uczynić kogoś Waszym księciem, albo najwspanialszą kobietą świata. Tylko rozejrzyjcie się i zacznijcie działać. Nic nie spadnie samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz