sobota, 18 czerwca 2016

lepszy gołąb na dachu niż wróbel w garści.


Nagle przychodzi taki dzień kiedy przestajesz się wszystkiego bać. Kiedy jesteś spokojna o swoją przyszłość. Kiedy wiesz, że to co było traci na znaczeniu. Nie jesteś już tą samą osobą, jaką byłaś jeszcze kilka dni wcześniej. Stajesz się w pewien sposób obojętna. I gotowa. Na swoje życie.

Już dawno chciałam napisać tego posta, ale w zasadzie nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Mam nawet w wersjach roboczych pierwsze zdania tego, co chciałam napisać. Jakoś mniej więcej z połowy marca. Długo zajęło mi ułożenie sobie w głowie tego, co chcę przekazać. 

Chodzi o to żeby przestać się babrać w przeszłości. Przestać marnować swój czas. Ale to wszyscy wiedzą, taka prawda oczywista. Tylko nikt nie mówi, że trzeba przestać się babrać w przyszłości. Przestać myśleć o tym, co by było gdyby. Przestać układać scenariusze, wymyślać możliwe opcje. Przestać czekać na ludzi, którzy nigdy się nie zmienią.

Sama pogubiłam się między tym, czego chciałam a tym, o czym myślałam, że tego chcę. To wbrew pozorom bardzo cienka granica. Czasami człowiek uczepi się jednej myśli, wizji, innego człowieka. I za nic nie chce puścić. Nawet jeżeli to go rani. Myśli, że na nic innego już nie zasługuje. Czas ucieka... Jak to mówią: lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. A tymczasem jest zupełnie odwrotnie.

Szczerze? Kurczowo trzymałam się tego przysłowiowego wróbla. Marnej wizji szczęścia. Łapałam okruchy tego, co zostawało innym. I tworzyłam wielkie wizje w głowie. Szłam ulicą i wyobrażałam sobie swoją przyszłość. Nawet teraźniejszość tylko w innej "lepszej" wersji. I pewnie byłoby tak dalej gdyby mnie jedno wydarzenie nie złamało. Wtedy odpuściłam, chociaż jeszcze o tym nie wiedziałam. Wypuściłam mojego wróbla z garści i teoretycznie zostałam z niczym.

Na początku chyba chciałam tego wróbla gonić, ale z każdym krokiem coraz bardziej się męczyłam. I przyszedł dzień, po wielu długich tygodniach kiedy obudziłam się obojętna. Przestałam sama ze sobą grać w kotka i myszkę. Zaczęłam układać swoje życie. Zmieniłam wiele rzeczy, chociaż z boku tego nie było widać. Zaczęłam wstawać z uśmiechem na ustach. Zasypiać spokojnie. Odzyskałam mój spokój, bo postanowiłam być obojętna. Nie goniłam już za gołębiem. Nie zadowalałam się wróblem. Po prostu usiadłam w miejscu i żyłam tak jak powinnam. Póki co w tym trwam i mi się wspaniale udaje. Niczego nie wymagam, niczego nie szukam. I wam też tak radzę. Po prostu odpuścić. Nie zadręczać się. Nie szukać. Nie naciskać. Nie żyć w przeszłości i przyszłości. Tak będzie zwyczajnie dobrze.

A gołąb z dachu? Przyleci do was sam. Tylko musicie być cierpliwi i go nie straszyć.

2 komentarze:

  1. przyleci inny gołąb i na niego bądź otwarta. Jeśli człowiek o którym mowa odezwie się po tym poście z nadzieją, że zamąci Ci w głowie lub po to by poczuć swą przewagę nad Tobą i podbudować ego to nie jest wart nawet i aż przyjaźni. Ten który odpuści po przeczytaniu tego posta to wartościowy człowiek, ceniący Twoje uczucia i stawiający je ponad swoje ego (wspomniane już wcześniej i lekko osłabione..)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu już nie chodzi o nikogo konkretnego :) Chodziło o mnie. Nikt już nie musi odpuszczać. Ważne, że ja odpuściłam. I tym, którzy się męczą radzę zrobić to samo. A wtedy pzyjdzie szczęście.

      Usuń